niedziela, 24 listopada 2019

Idź, idź

A co jak będzie miała napad? 
Gdzie masz wlewki? 
Mam dzwonić po karetkę bo wlewki nie podam... 
A jak zacznie źle oddychać? 
A jak się zachłyśnie? 
A jak siądzie i się uderzy? 
Mogę przy niej iść do ubikacji? 
A jak zacznie kaszleć? 
A jak zacznie buczeć? 
A jak zacznie płakać? 
Po czym poznam, że jest zła?
Po czym poznam, że jest zmęczona?
.
.
.
I tak dalej... Dalej, dalej i dalej.

wtorek, 5 listopada 2019

Bez lukru

Mam dni zwątpienia. Mam takie kiedy perspektywa niewstania z łóżka i taplania się w beznadziei sytuacji jest bardzo kusząca. Mam swoje Westerplatte, na którym czasami chcę się poddać. Radzenie sobie z tym (w sensie życiem z nieuleczalnie i co gorsza - postępująco chorym dzieckiem) to pewna spirala upadania i wstawania. Kilka sukcesów i tony porażek. Afirmacja "tu i teraz" przeplatana poczuciem totalnej beznadziei. Krok do przodu, dwa do tyłu, trzy do przodu, jeden do tyłu i tak w koło. Pewne rzeczy po latach uznaję za przepracowane w mojej własnej głowie i sercu, aż tu nagle jeb! - wszystko sypie się w drobny mak i muszę w tym gruzowisku na nowo odkopywać siebie.