
A to nie jest tak, jak ze zdrowymi dziećmi w reklamie, że tryb "matka" odpala się automatycznie a mydełko Bambino samo skacze nam do koszyka w tesko. To nie jest tak, że pewnego dnia budzimy się w nowej rzeczywistości, zakasujemy rękawy i z mocą tajfunu wstępujemy w elitarne szeregi armii matek dzieci niepełnosprawnych. To w ogóle nie jest tak...
Mówi to ja, która od 9 lat miota się w roli matki dziecka npspr, która chce mieć te nieskończone siły bezkresnej miłości a która ich po prostu czasem nie ma, za to ma całe tony krwi, potu i łez. I teraz, po tych kilku latach, mam w sobie w końcu tą odwagę cywilną by oprócz pełnej akceptacji mojej córki, determinacji, radości życia, którą wydzieram rettowi pokazać też światu, że upadam. Że są dni kiedy w absolutnej całości nie akceptuję dupka retta i ogrom energii muszę władować w to, by wskrzesić w sobie znów motywację do walki, która i tak jest przegrana. Że muszę zmagać się z uczuciami, do których oficjalnie żadna matka z reklamy danonków by się nie przyznała. A ja muszę i coraz bardziej chcę pokazać jak to jest naprawdę bo wiem, że tylko prawda może nas uratować.
Matki-czarodziejki umieją wyczarować 10 godzin rehabilitacji za 100 zł, czerpać siły z kosmosu mimo, że nie śpią od lat, mogą też dźwigać z przepuklinami na kręgosłupie. Wszystko mogą. Tak? Nie!!! Nie, do jasnej cholery. TO SIĘ NIE DA! Musimy mówić to głośno, zaczynając od swoich najbliższych, przez psiółki i panie w przychodni, po samą Wiejską. Nie możemy pozwalać sobie żyć w ułudzie, że damy radę choćby nie wiem co i ponad wszystko. Bo to gówno prawda i wcale niekoniecznie musimy wszystko dźwignąć. Tylko my wiemy jak jest, jakie to cholernie trudne i, że czasem łatwiej byłoby nauczyć się chińskiego w weekend niż wstać z łóżka. Nie jest tak? Kto nie ma takich dni mając chore dziecko niech mnie rzuci kamieniem. Biorę na klatę.
Niech to będzie jasne - nie chodzi mi absolutnie byśmy udawały słabsze niż jesteśmy żeby wyłudzić pomoc czy coś ugrać, dla siebie, dla dzieci. Nie. Chodzi mi o to byśmy nie udawały heroin silniejszych niż sam Achilles. Bo wszyscy wkoło nie wiedzą jak jest naprawdę a jak my latami będziemy pozować na niezniszczalne to w końcu okaże się, że zawiesiłyśmy poprzeczkę tak wysoko, że jak raz nieopacznie zapłaczemy nad swoim losem to dostaniemy po mordzie, bo nam przecież nie wolno! Bo my musimy mieć siłę, energię, super-moce i nadludzko silną psychikę, skoro dostałyśmy takie dzieci a nie inne.
Ja małymi kroczkami rozwalam ten stereotyp od lat. Jak jest źle to mówię, że nie jest dobrze. Jak mam chęć płakać to płaczę. Jak nienawidzę całego świata to nie udaję, że jest inaczej. Potrafię okazać słabość, mimo, że to nie jest w moim stylu ale sytuacja czasem wymaga pokazanie jak jest naprawdę. I doskonale znam ten oburzony wzrok pt. "No jak możesz, przecież to Twoje dziecko", albo "Nie przesadzaj, dasz radę, kto jak nie Ty". Dam, bo nie mam wyboru. Ale nie mam zamiaru udawać, że mi to przychodzi ot tak. Bo cena jaką płacimy my rodzice dzieci niepełnosprawnych jest ogromna. Ale o niej już prawie w ogóle się nie mówi...
A.
Grafika: www.memy.pl
I te komentarze (z założenia pozytywne): "Ja cię podziwiam, ja bym tak nie mogła." Ja też nie mogę, serio...
OdpowiedzUsuń