czwartek, 31 stycznia 2019

Weźmiesz ją? Na chwile...

Pierwsze miesiące życia naszych dzieci obfitowały w ambitne rozmowy na ambitne tematy, najczęściej jednak dało się słyszeć: "Ej (ty, drugi z dwóch) weźmiesz ją?" Bo się na przykład chciało zrobić na maksa egoistyczne i skąpane w samotności siku albo cokolwiek innego wymagającego użycia dwóch rąk. Czy tak po prostu odsapnąć, bo moje obie były takie bardzo... przyklejone ;) Ja z kolei mimo, że rozpływam się nad wspomnieniem takich małych mlecznych i przyssanych to jednak, będąc zdeklarowaną jedynaczką, zawsze lubiłam najbardziej pobyć sama ze sobą. Nawet dłużej niż w sytuacjach zaspokajania fizjologii. I podczas gdy małe mleczne w większości wyrastają z tego stanu 100% zależności od matki to są takie, które się na ten krok nie decydują. Mijają dni, miesiące i lata. I przychodzi dzień kiedy wychodzisz na taras i krzyczysz w puste przestworza łąk i lasów "Weźmiesz ją?!?! Na chwile! Chociaż na 10 minut..." Cisza. Nikt nie odpowiada.  

czwartek, 3 stycznia 2019

A Ty? Ile sobie odpuścisz, do szczęścia?

O ile walka z samą chorobą dziecka zależy od wielu czynników zewnętrznych (np jak wredny jest Twój rett itd.) to to jak będzie wyglądała walka w Tobie zależy też od nas samych. I moje doświadczenie mówi, że sprowadza się do trudnej i pochłaniającej lata nauki odpuszczania sobie (i innym). Wybaczania sobie (i innym, w tym rettowi). Olewania (i nie zadręczania się wyrzutami sumienia). Bo to, że w końcu każdy z nas (nawet najbardziej ambitny rodzic dziecka z ograniczeniami, który zatańczy na rzęsach Jezioro Łabędzie) w końcu się podda. Pytanie jest tylko czy podda się opadając miękko na kanapę z kawką i poczuciem "wyżej zadu nie podskoczę" czy pokiereszowany i poturbowany do krwi wpadnie do dziury, z której wyjść można już tylko w kaftanie.

wtorek, 1 stycznia 2019

By w tym nowym roku...

Jestem strasznie sentymentalna. W dodatku - wszystko co było najczęściej idealizuję pamiętając tę dobrą część a złą zupełnie pomijając. Święta sprzyjają takim wycieczkom w przeszłość... 
Szliśmy niedawno na spacer, coś mi zapachniało, coś otworzyło jakieś szufladki, zatęskniło się, przeniosło w czasie. Mówię do A. "Pamiętasz... Jak było bosko z małą B. przemierzać całe miasto takim wczesnym wieczorem. Oglądając światełka, pokazując szopkę... Pamiętasz to uczucie wolności. W życiu przed rettem?". A. upojony zapachem choinki i smogu naszego miasta, do którego teraz musimy już jechać ze wsi jak na wyprawę i za którym jednak trochę tęskno, obudził się nagle jak ze śpiączki i wrzasnął: "Co??? Jakie światełka, duperele? A nie pamiętasz już jak się wtedy o Nią bałaś?! Bo ja się bałem jak diabli". O... Myślałam, że już zapomniałam.