Żeby uniknąć posądzeń, że jadę po bliźnich a sama jestem taka poprawna politycznie to zacznę od siebie.
Czas - jakoś początek jesieni tego roku. Robię w biedrze zakupy i zauważam kolesia (znam go z widzenia, bo mieszkał niedaleko moich dziadków), który walczy, żeby wziąć z półki w lodówce małe pudełko sałatki jarzynowej i wrzucić je do koszyka. Warto dodać, że człowiek urodził się bez niczego poniżej (czy powyżej) łokcia. Przysięgam, że nie wiem jak on to robi ale jest mega samodzielny, jeździ autem, robi zakupy i żyje jak wszyscy. Tylko ta cholerna sałatka schowana wysoko za kilkoma innymi artykułami nastręczyła mu wtedy trudności. Podchodzę i mówię, że pomogę a on, że chętnie skorzysta, bo mu się takie małe pudełka wyślizgują z rąk (nie mając dłoni ani palców to jest sam w sobie wyczyn).