poniedziałek, 11 listopada 2013

Dieta CUD?

Mam swoją Biblię... To książka, do której wracam w czasie gdy przegrywamy z padaczką ale i wtedy gdy muszę dostać natychmiastowego zastrzyku wiary... W naturę. Książka ta to dzieło Patricii A. Murphy a nosi nazwę "Treating Epilepsy Naturally" i o ile wiem nie doczekała się jeszcze polskiego odpowiednika. Pamiętam jak Empik mój umiłowany ściągał mi ją zza oceanu i przyznam, że to najlepsza pozycja z tych niewielu co mam dotyczących leczenia, niepełnosprawności i takich tam.
Będzie o diecie. Pozwolę sobie przetłumaczyć mały fragment, bo daje mocno do myślenia. Będzie to opis doświadczenia, które opublikowano w Journal of Pediatrics  (114) a przeprowadził je niejaki Pan (albo Pani) Egger ze swoim składem szalonych naukowców. Artykuł zawierający opis doświadczenia nosi dźwięczny i wdzięczny tytuł "Oligoantigenic Diet Treatment of Children with Epilepsy and Migrene".
A więc do rzeczy. W badaniu sprawdzano wpływ diety eliminacyjnej na padaczkę u dzieci. Przez okres 4 tygodni grupa 63 dzieciaków ze zdiagnozowaną padaczką przeszła na restrykcyjną dietę. W skład ich dań wchodziły tylko i wyłącznie następujące produkty: jagnięcina, kurczak, ziemniaki, ryż, banany, jabłka, kapusta, brukselka, kalafior, brokuły, ogórki, seler, marchewka, pietruszka, woda, sól, pieprz, świeże zioła oraz suplementy multiwitaminowe zawierające wapń i inne podstawowe minerały. Z grupy testowej rodzice tylko 18 dzieci nie zanotowali poprawy (zmniejszenia ilości i/lub intensywności ataków czy złagodzenia innych towarzyszących objawów). Z 45 dzieci, których padaczka "złagodniała" pod wpływem tejże diety, aż 25 przez całe 4 tygodnie nie mało ani jednego ataku. Poza tym rodzice i dzieci zauważali zmniejszenie liczby epizodów migrenowych, bóli brzucha, złagodzenie nerwowości, niepokoju, bóli głowy. Po okresie 4 tygodni próbowano wywołać ponowne zaostrzenie padaczki poprzez podawanie konkretnych produktów żywnościowych. Z 42 aż 31 wywołało u dzieci ponowne zaostrzenie objawów choroby.
Hm... Przypadek? No chyba jednak nie... To tylko potwierdza moją teorię, że gluten i co poniektóre białka to złoooo!!! Więc trwamy w diecie. Na pewno Blance ona nie zaszkodzi, bo jest możliwie najlepiej zbalansowana, natomiast dla mnie ma same błogosławione skutki... Przede wszystkim ten, że mam poczucie iż czynię dla Anioła coś co mu służy. Anioł jest tego wart :)

                                                                                              Agata

Opracowano na podstawie: "Treating Epilepsy Naturally" Patricii. A Murphy (Rozdział 5 "Food Allergies and Sensitivities" - Elimination Diets)

Grafika pochodzi ze strony: www.whatzhotandnot.com

6 komentarzy:

  1. Słyszałam o tym glutenie..moja siostra sama unika glutenu i mówi, że rewelacyjnie się czuje..

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnóstwo jest chorób na które jedzenie szkodzi.. Trzeba tylko spróbować, bo może się okazać, że jedzenie nas po prostu truje...

      Usuń
  2. Jestem chorym na FOP , dietę bezglutenową bez cukrową i produkty jak najmniej przetworzone stosuję od ok 4 lat od tamtej pory nie mam pogorszenia zdrowia , choroba się zatrzymała , szkoda tylko że bardzo trudno przekonać innych że to działa , tylko trzeba być konsekwentnym w DIECIE Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Sama się zbierałam, zabierałam, dojrzewałam... A teraz, jak Blaniś całkiem zaakceptował, to żałuję, że tak późno się za to wzięłam. Zdrówka, bić FOPa! :)

      Usuń
  3. Witaj Agato. Aż sobie kurczę zamówiłam tę książkę żeby nabyć nieco wiedzy o diecie i wreszcie wprowadzić ją w życie. Opisy Waszych starań w tym kierunku zadziałały mobilizująco szczególnie, że w ostatnich dniach widzę, że przegrywamy walkę z hankową padaczką. Ciekawe tylko czy uda mi się skomponować posiłki tak, żeby księżniczka była zadowolona.....
    A jak to u Was wygląda w przedszkolu, nie ma problemów?
    Pozdrawiam serdecznie. EG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga E :) Książka jest naprawdę warta polecenia, rozdziały o "trucicielach mózgu", terapii ziołami itd to szczególnie. Jedyny minus, że to po angielsku i, że nie ma przepisów w niej. Ale od tego jesteśmy my! :D Ja czerpię wiedzę od Goni, i z neta i z własnych nieudolnych starań, więc służę jakby co radą! :)
      A w poprawczaku nie ma problemów, bo od października Mała przynosi ze sobą obiadki i śniadanka, jest z tym zabawy, ale przynajmniej mam kontrolę nad tym co je i ile. Panie są kochane, karmią tym co dam.

      Usuń