
Zaczyna się od zlokalizowania w głowie przepaści między błogim łykendem a brutalnym początkiem tygodnia. Organizm kiepsko się przestawia na tryb "kierat".
Pełen zestaw objawów - wqrw, bezsenność/senność, widzenia (wyłaź dupku, wiem, że siedzisz za Blanki uchem), niewydolność macierzyńska/wychowawcza i ogólny dramat wewnętrzny. Pranie, spacer, obiad - wszystko na miarę zdobycia K2. Dzieci wyją, chyba więc to zakaźne. Pies zamiast sikać kładzie się na trawie i nasłuchuje. Chyba więc to ponad-gatunkowo zakaźne. Przychodzi miły Pan z wodociągów, tylko liczniczek, tylko spiszę. Obudziłeś mi domofonem dzieci, szczurze... Widzę jak rozgryzam jego zwłoki w piwnicy. Widzę jak mi któraś wypada ze śliskiego kocyka. Widzę siebie odpicowaną w kaftan... łowicki, z haftami, wstążkami w kolorze burgund.
I przychodzi zbawcze poniedziałkowe popołudnie, wraca duch walki. Cudowne ozdrowienie. Lubię wtorki, środki, piątki i szóstki, wszystkie - oprócz tego pierwszego.
A.
Grafika pochodzi ze strony: www.doveranalyst.blogspot.com
Ale ten poniedziałek już jest ostaaaaaaaatni:) przed wakacjami;)
OdpowiedzUsuńAleż mi banan na twarzy wyskoczył...Szczególnie na psicę nasłuchującą na trawie :D Uwielbiam szpiegować A&B Story, nie tylko w poniedziałek!
OdpowiedzUsuń