niedziela, 18 października 2015

Potrzeba matką wynalazku, czyli o śpiworze

Przyszła zima w październiku i szybko okazało się co się miało okazać - Blanki poprzedni śpiwór do wózka jest zdecydowanie za mały. Prawda jest taka, że jest za mały już chyba trzeci sezon, ale nie mogąc wymyślić jakiejś alternatywy na wszystkie możliwe sposoby starałam się przedłużyć jego użyteczność; a to odpinałam na dole i wystawiałam nogi albo kombinowałam z kocem. W tym roku wyglądał jednak jak po młodszej siostrze albo po prostu jak spódnica mini, pasek na biodrach i ani to grzeje, ani nic. 
B. musi mieć w wózku ciepło, krążenie ma kiepskie i zawsze potrzebuje więcej warstw odzieży niż inni by nie zmarznąć. Koce są dobre, ale mają jedną podstawową wadę - spadają. 
Potem je najeżdżam kołami, wszędzie błoto, bluzgi lecą i zamiast radosnego spaceru robi się zabawa z poprawianiem tych wszystkich szmat. B. nie pomaga, bo lubi sobie kopnąć, poklepać, pobujać się w tą i tamtą stronę. Śpiworów dla dzieci w wieku lat 7 i wzroście ok. 120 cm już się masowo nie produkuje. Znalazłam coś z atestami, w cenie, która oczywiście łeb urywa bo to produkt dla osób niepełnosprawnych ale z wyglądu to nie było nic więcej jak płachta, w dodatku tak wielka, że zmieściła by w sobie A. Trzeba było samemu coś kombinować.
Pomysł śpiworu (takiego namiotowego) poddała mi moja Gonia, przy czym miał być dziecięcy, które robione są na ok. 164 cm wzrostu i to mnie trochę przerażało, bo B. jest jednak znacznie krótsza. Można by było go skrócić, ale tym co ostatecznie zdecydowało, że rezygnujemy z tej opcji był fakt, że wszystkie jakie znalazłam (na allegro, w dekatlonach itd) mają w środku śliski materiał. A to znaczy tylko jedno - że B. będzie zjeżdżać, płynąć i się z niego wyślizgiwać. Postanowiłam zatem przerobić mój stary śpiwór namiotowy, bo nie widzę opcji, żeby mnie ktoś na wyjazd pod namiot jeszcze kiedykolwiek namówił. Największym jego plusem jest bawełenka w środku, a jako że my estetki - też kolor, dopasowany do Ursusa. Kosztem 30 zł i chwilą pracy naszej zaprzyjaźnionej Pani krawcowej osiągnęliśmy to co chcieliśmy. Zrobiliśmy dziury na pasy, skróciliśmy na długości (z nadmiarem oczywiście, żeby starczył choć na dwa sezony) i możemy ruszać trasę, bez obawy, że Lejdi zmarznie. Zimo przybywaj, jesteśmy gotowe!

                                                                                                  A.

2 komentarze:

  1. Wygląda wspaniale:) Niech się nosi ze dwa sezony;) o ile zima będzie jeszcze;P

    OdpowiedzUsuń
  2. super pomysł:))Wielkie dzieki- odgapiam:)))) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń