środa, 27 kwietnia 2016

O tym, co się kręci wokół czego

Trzeci raz piszę ten wpis i nic mi się kupy i, za przeproszeniem, dupy nie trzyma. Wiem o czym ma być ta bajka a jakoś tak zgrabnie jak lubię zupełnie nie wychodzi. Będzie zatem niezgrabnie i nieskładnie, bo mi mózg wymroziło i już sobie ostrzę łyżwy na majówkę. Chciałabym skonfrontować się z takim oto myśleniem: "Życie z chorym dzieckiem kręci się wokół Jej/Jego choroby". Panie w parku i warzywniaku z pewnością tak myślą. A jak jest naprawdę?
U takich nas życie kręci się wokół dziewczyn. Są dwie, dzieciństwo mają jedno, tylko tu i teraz więc niech im będzie - stanowią epicentrum całego tego cyrku. B. ma swoje potrzeby (tu jest trochę roboty ale co zrobić), Mniejsza swoje, retta natomiast nie są brane nawet pod uwagę. Śmieć gdzieś tam siedzi, jakoś się go po kątach upycha ale, żeby żyć pod jego dyktando to przepraszam bardzo.
Zawsze uderzały mnie te zmęczone oczy chorych dzieci mijanych w szpitalach, poradniach, na rehu. Takie stare ślepia w młodych ciałkach, rozumiejące tak dużo. Dużo za dużo jak na swój wiek... Blanka też takie miewa; ze zmęczenia, przez tego cholernego retta, z poczucia bezsilności. Dlatego doszłam do etapu, w którym mogę (i chcę) wybierać. Ludzi z którymi ćwiczy, godziny (by było Jej wygodnie), terapie itd. Coraz skuteczniej akceptuję fakt, że retta z Niej ani tabletkami ani skalpelem usunąć się nie da. Pozostają jednak ci wszyscy w koło, wśród których zawsze się znajdzie ten, co czytał, że frytkami z maka leczą alzheimera, więc może i by pomogło Blance... Uśmiecham się i mówię "dzięki", bo co mam zrobić. Nie chcą przecież źle, chcą pomóc mojemu dziecku. 
Nie szukam już, nie myślę o cudownym lekarstwie, nie robię kolejnych rewolucji, żeby Ją jakimś cudem uzdrowić, bo tego zrobić się nie da. Myślę nieskromnie, że to mój duży sukces - rozdzielenie tego na co mam wpływ, od tego na co nie mam. Dlatego bywa, że zamiast masażu, leżymy w łóżku i oglądamy masterchefa, zamiast turnusu - kontemplacja buczka u Cioci nad morzem, zamiast kolejnej konsultacji i nowego doktora - nic. 
Nie poddałam się, będę walczyć do samego końca. Ale zakładam już coraz bardziej realne cele. Bo mimo retta, chcemy też trochę pożyć.

                                                                                                A. 

5 komentarzy:

  1. Dobrze Pani prawi, proszę Pani...I do tego nowa, wiosenna ramówka! Lubiiimy! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Blanka ma szczęście do Rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem na podobnym etapie ze swoim synkiem. nie zarzynam się by wyleczyć go. Przecież to go nie uzdrowi ... jest jak jest i już. i takiego go i tak kocham !

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.polacydlapolakow.pl/

    OdpowiedzUsuń