czwartek, 18 sierpnia 2016

Pamiętniki z wakacji 2016' czyli (po)wakacyjny blues

My trzy
Postanowiłam, że tegoroczne wakacje odbędą się zgodnie z zasadą "jedz, módl się, kochaj", w totalnym skupieniu na sobie, dzieciakach, łapaniu chwili, kilogramów i jodu. Udało się tyle, że mamy z A. po dwa kilo na plusie, oczy jak krety, bo przez dwa tygodnie nie widziały prawie słońca i masę mniej lub bardziej dziwnych wspomnień. Jednak bez względu na wszystko - odpoczęliśmy. 
Nie potrafię nic w sobie dzisiaj poukładać, włącznie z czterema tonami prania, które czeka na mnie i radośnie popiskuje na podłodze w łazience, więc będzie w nielogicznie i niechronologicznie w podpunktach. Moje impresje z wakacji nad Bałtykiem 2016'.
1) Psycha nie wór na śmieci, jak się w nią ładuje wszystko jak popadnie to się potem wszystko wysypie i jest smród. Pierwszy tydzień, mimo wakacyjno-pozytywnych założeń i błogiego uczucia wyrwania się z kieratu, przepłakałam po kątach. Bolało mnie wszystko; od włosów, przez plecy, ręce, nogi, głowę, skórę, na duszy kończąc. Nie wiem czemu tak, jakieś obezwładniające uczucie zwątpienia mnie dopadło, całkowity braku sensu w tym wszystkim i poczucie własnej niemocy. Ale siedmioma goframi z bitą udało się mi ową niemoc wyleczyć. A. jak zwykle pajacował, ale widziałam, że też na początku urlopu chodził jakiś struty ujrzawszy nasze cudowne rett-życie z perspektywy.


2)  Bez fejsbuka da się żyć. Bez pudelka też. Bez allegro nie.
3) Blanka to człowiek o nieskończonej pokorze wobec życia, ani piśnięcia przez 520 km w jedną czy w drugą stronę, prawie żadnych fochów, wszelkie chimery zostawiła wspaniałomyślnie w domu. No chyba, że była głodna to nie pozostawiła na służbie suchej nitki, ale poza tym - Anioł nie dziecko. Tylko bezskrzydły,  nielot.

4) Zawsze myślałam, że wakacje z dziećmi to już nie wakacje, bo nie ma szans na fizyczny odpoczynek, w naszej sytuacji szczególnie, jednak okazało się, że wcale nie musi być tak źle. Wszystko robiliśmy ile i jak nam się chce, Mniejsza buszowała po ciocinej okolicy znosząc ślimaki, gawędząc z kotami, zjeżdżając na zjeżdżalni ile dusza zapragnie a Blanka miała odpust zupełny - zero ćwiczeń, stania, męczenia. Leżenie, pierdzenie, dogadzanie, słodzenie, zachwyty itd. Obie kwitły. Fakt, że teraz będę miała kilka tygodni hardcoru, żeby wtłuc Mniejszej do głowy, że lizak zamiast obiadu to nie bardzo i, że na nóżkach, raz, raz, raz a nie w wózku. Ale biorę na klatę.


5) A. stwierdził, że jesteśmy dzieci szczęścia, bo deszcz lał prawie ciągle ale nas nie zlało tak porządnie nigdy. Prowokatorzy wychodziliśmy nawet w najgorsze rzucanie żabami i zawsze jakoś nas omijało. Nie ubraliśmy co prawda ani razu sandałów, za to jesteśmy bogatsi o bluzę i polar z nadmorskiej wyprzedaży. I o doświadczenie, że naprawdę nie ma złej pogody, tylko są złe ubrania. Tak się jakoś złożyło, że mieliśmy same złe.


6) Nic nie robi lepiej niż perspektywa, złapanie dystansu, czas na bycie razem, bez wyścigu z sobą samym, rutyny i tego typowego dla codziennego życia kociokwiku. Dobrze, że chociaż raz w roku są wakacje, dawać to rett-bagno od nowa, jesteśmy gotowe :)))


                                                                                                       A. 

1 komentarz:

  1. Ostatnie zdjęcie wystarczy za wszelkie podsumowania:)))Fajnie, że trochę odpoczęliście, lekki reset wykonaliście! Szkoda, że bez sandałów;)!!

    OdpowiedzUsuń