
Pamiętam opowieść bliskiej mi osoby, który mówiła o jej znajomej, która z kolei wystawiła się na ogólne potępienie rodziny i środowiska, bo zaryzykowała życiem swojego npspr dziecka i jednym podpisem doprowadziła do operacji stóp tegoż dziecka, bo miała takie widzimiesię. Mimo, że stopy były nie używane. I do (wątpliwej zresztą) ozdoby, bo krzywe jak bonsaie. I ta oto kobieta, zrobiła szach mat i ekspresem zdobyła status madki rokó, bo ONA CHCE móc ubrać swojemu synowi buty w zimie. Chce i już. I co w związku z tym? Rozpoczął się lokalny i coraz mniej nieśmiały lincz. Najpierw siostra, potem matka, dalej kolejno - koleżanki, znajome i sąsiadki zaczęły wieszać na niej psy, że jest zajebistą EGOISTKĄ, bo ONA CHCE! Ubrać te cholerne buty. Czy jej się w głowie poprzewracało?! Naraża syna na kolejny ból, narkozę, niepewność co będzie po itd itp. Zrozumienia było, że tam powiem, mało. Ale ona się dzięki Bogu uparła i uznała, że jej komfort przy ubieraniu stopy, który się w buta ubrać już nie da, ma znaczenie. To taka trochę przerysowana historia, jednak z życia wzięta i każdy kto z branży, a jeszcze w dodatku ośmielił się kiedyś powiedzieć "Bo ja chcę, żeby mi było wygodniej się nim/ nią opiekować" wie o czym mówię. Opieka nad osobą ciężko chorą, niepełnosprawną, starszą wyrzuca w naszej mentalności na pierwszy plan poświęcenie, a nie poszukiwania wygody, na przykład, która z poświęceniem nie może mieć nic wspólnego.
Byłam wczoraj na pierwszym spacerze z B. bo uznałyśmy, że ileż można podziwiać nasze pole z tarasu. Zapakowałam ją w nasz stary wózek i wyjechałyśmy bezdrożami i drożami na małą wizję lokalną terenu. B. siedziała, ja prowadziłam, śpiewałam jej, i jak zwykle, jak zawsze, jak latami - poprawiałam. Śpiewałam i po.pra.wia.łam. Pchałam wózek i po.pra.wia.łam. Tylko, że tym razem, po raz pierwszy ever - poprawiałam bez potrzeby! B. siedziała, patrzyła na naszą piękną wiochę i tak sobie po prostu jechałyśmy. Ktoś, kto patrzy z boku tego by nie dostrzegł, ale dostrzegłam ja. Ile więcej energii można mieć po prostu idąc z dzieckiem na spacer bez ciągłego zbierania jej ręki niemalże z podłogi po jednej stronie wózka. Bez poprawiania czapki, która zjeżdża stale na jedno oko, bo cała głowa spada na bok. Bez podkładania tych pieprzonych poduszek, poduszeczek i zwiniętych kocyków, żeby mogła siedzieć jakoś w miarę. Teraz nie mam już nawet "jakoś w miarę". Teraz mam PROSTO. I taki sobie np zwykły spacer też stał się dużo, dużo prostszy.
Wracając do komfortu opiekuna, który niby istnieje ale nigdy nikt go nie widział. Nie dajmy się zaszczuć w poczucie winy, że nie wolno nam układać naszej Pani lub Pana do naszych potrzeb i możliwości. Prawda jest taka, że my dopasowujemy się do granic żeby im było wygodniej, łatwiej, żeby mniej bolało a choroba była bardziej znośna.
Teraz, po tym wszystkim mogę napisać - tak, operację Blanki pleców zrobiłam też dla siebie. Zaryzykowałam tak naprawdę bardzo, bardzo dużo, żeby łatwiej było żyć. Nam wszystkim.
A.
Grafika: www.comfortworld.co.uk
I bardzo dobrze pani zrobiła!Myślę,że samej Blance też jest wygodniej bez tego ciągłego poprawiania,gmerania przy twarzy czy rękach,nie mówiąc już o tym,że sama skolioza może utrudniać oddychanie,sprawiać ból przy siedzeniu.To nie jest żadne wygodnictwo,tylko poprawienie standardu życia.
OdpowiedzUsuńCudownie <3 Jest Pani mega silną i mądrą kobietą <3 Pozdrawiam, Ania z Krakowa
OdpowiedzUsuńCudownie <3 Jest Pani mega silną i mądrą kobietą <3 Pozdrawiam, Ania z Krakowa
OdpowiedzUsuń