Pytanie jest - czego życzą sobie nawzajem matki dzieci
niepełnosprawnych? Wbrew pozorom nieczęsto tego, żeby zakonnice przyjęły im dziecko do jakiegoś miłego przytułku. Najczęściej życzą sobie dwóch rzeczy (z mojego doświadczenia): 1. SIŁY, 2. CIERPLIWOŚCI. I największy paradoks jest w tym, że o wiele łatwiej zorganizować chyba miejsce u zakonnic, niż to czego same sobie życzymy. Czemu? Bo tego nie ma, nie będzie i nie było i nie ma z czego być. Z pustego się nie naleje. A jednak trzeba. Over and over again...
niepełnosprawnych? Wbrew pozorom nieczęsto tego, żeby zakonnice przyjęły im dziecko do jakiegoś miłego przytułku. Najczęściej życzą sobie dwóch rzeczy (z mojego doświadczenia): 1. SIŁY, 2. CIERPLIWOŚCI. I największy paradoks jest w tym, że o wiele łatwiej zorganizować chyba miejsce u zakonnic, niż to czego same sobie życzymy. Czemu? Bo tego nie ma, nie będzie i nie było i nie ma z czego być. Z pustego się nie naleje. A jednak trzeba. Over and over again...
Brak, niedobór, deficyt; nazwij to jak chcesz. Siłę i cierpliwość to się ma chwilę na początku, bo się jedzie na ogromnej złości i rozczarowaniu chorobą dziecka. Wkurw daje niezłe turbodopalanie, i do życia, i do rehabilitacji i do walki. Tylko co z tego, skoro to jedno z tych uczuć, które wybucha i się wypala. I wtedy na czym jechać? No na minusie, na oparach i na wyimaginowanej mocy, którą sprawczym myśleniem sprowadza się w swoje umęczone kończyny i wyzuty z uczuć mózg.