niedziela, 26 maja 2013

Mamą być...

Wydawało mi się, że kobieta jest stworzona do bycia matką. Począwszy od bioder na luźnych zawiasach, przez serce powiększające się z każdym nowym członkiem rodziny, na temperamencie zmiękczonym instynktem macierzyńskim kończąc. W mojej idealistycznej młodości święcie wierzyłam, że bycie matką to coś najnaturalniejszego na świecie... Procent kobiety w kobiecie maleje gdy wprost proporcjonalnie rośnie procent dzielnej i kochającej matki polki. I mi tak rosło... Wraz z biustem i brzuchem zawierającym pewną wyjątkową dziewczynkę (oraz Retta), rozkwitało we mnie to nieopisanie piękne uczucie "bycia mamą"...  Wydawało mi się wtedy, że nie ma siły, która by zatrzymała ów genialny proces. Takie czary matki natury, która za pomocą hormonów i innych związków psychoaktywnych, robi z pokręconej dwudziestoparolatki odpowiedzialną i nad życie kochającą mamę swojego dziecka.
I nagle zaczęły się schody. Niełatwo było przyjąć, że moje "bycie mamą" nie będzie sprowadzało się do hodowania swojej różowej malutkiej kopii. Że raczej nie będę przekazywać jej tajników bycia kobietą, i to kobietą świadomą. I w dodatku - mądrą i niezależną. Moja pełna gotowość do pokazania jej różnorodności i piękna tego padołu też okazała się zupełnie niepotrzebna. 
Rzeczywistość wykopała mnie poza ten idealny obrazek, który miałam zaprojektowany w mojej naiwnej główce... Nagle, szybko i brutalnie, musiałam pojąć, że wcale nie jestem taką fajną mamą jaką miałam zamiar być... Że nie ma żadnej reakcji w moim matko-podobnym organizmie, która by mi pomogła dostosować się do takiego a nie innego macierzyństwa. Że przychodzi etap, kiedy zaczyna się harówa... Krew, pot i łzy... Bo brakuje cierpliwości przy kilkugodzinnych płaczach, bo nie ma fizycznej siły na dźwiganie tego słodkiego ciężaru, bo się po prostu nie ogarnia... I oprócz naturalnego w sumie procesu stawania się dla kogoś jedyną i najkochańszą mamą, nie dzieje się nic by obudził się we mnie instynkt pielęgniarski, logistyczny, organizatorski, medyczny i wiele innych... 
I przyznać muszę, że ja tego egzaminu chyba nie zdałam... Bez żadnego cudowania, piszę jak czuję. Miałam zamiar mieć o wiele więcej cierpliwości, ciepła i spokoju. Chciałam być inną mamą. Ciągle widzę właśnie tą, którą zamierzałam się stać... Taką, która pokazuje swojej Córeczce piękno tego świata, a nie rzuca bluzgami w prawo i w lewo, bo znów nie może jej uśpić. Która może czasami podelektować się macierzyństwem a nie walczy z całym światem o nic nie znaczący dla innych matek drobiazg. Która po prostu czuje, że bycie mamą fajnie jej wychodzi...

                                                         
                       "Zostać matką łatwo, być matką znacznie trudniej."
                                         Kazimierz Chyła, satyryk 


                                                                                                                                    
                                                                                                  Agata

Grafika pochodzi ze strony: www.paintingmotherhood.blogspot.com, a wszystkie obrazy Pani K.M. Berggren to jest dla mnie kwintesencja macierzyństwa... Są po prostu przecudne :)

2 komentarze:

  1. "Moja pełna gotowość do pokazania jej różnorodności i piękna tego padołu też okazała się zupełnie niepotrzebna." - moim zdaniem wręcz odwrotnie, to jest nasze najważniejsze zadanie w życiu, jako matki. One same, te nasze pociechy, nie są w stanie tego świata poznać. My musimy podać im go na talerzu - smaki, zapachy, kolory, emocje - wszystko co tylko zdołamy. Aby ich życie było piękne, wartościowe i interesujące. A przyznasz, że to bardzo ciekawskie osóbki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to też jest prawda :)

    OdpowiedzUsuń