środa, 29 maja 2013

Sprostowanie krzywizn

Po samokrytycznym wpisie o moim niezbyt superbohaterskim byciu rett-mamą oberwałam od Rudej mikrowykład zakończony stwierdzeniem, że czas sobie klocki w mózgownicy poprzestawiać :p Wiadro przyjacielskich pomyj poszło na głowę ale dało też do myślenia... Są rzeczy, których nie zmienię, bo mój charakterek już się niechętnie poddaje psychomodyfikacjom. Cóż, trochę lewituję i bujam się między ideałami, szarą rettorzeczywistością, marzeniami i niespełnionymi planami. Ten typ tak ma. Ale Rude i Piotrek zmusili mnie do zmian postrzegania siebie samej w kwestii  macierzyństwa, stąd ten prostujący mój krzywy obraz tekst. Wpis lekko naciągany, bo jeszcze nie zdążyłam uwierzyć w to, że jestem najlepszą mamą dla Blanki, ale niech to poniższe chrzanienie będzie początkiem zmian w moim myśleniu. 
Doktorka neurolożka tłukła mi ostatnio, że dziecko, zanim zejdzie na ten świat, wybiera sobie najlepszych dla siebie rodziców. Jak dla mnie to taka teoryjka ułatwiająca poszarpanej przez rzeczywistość psychice zaakceptowanie tego wszystkiego, ale może coś w tym jest... W sumie jakby anielica Blanka wybrała sobie na mamę jakąś Katarzynę W., to z kocyka wysmyknęłaby się szybciej niż by ją Rett zdążył zaatakować. Mimo, że regularnie chodzi mi taki plan po głowie, to do okna życia jeszcze Małej nie wcisnęłam. Teraz i tak już chyba po śliwkach, bo jej półmetrowe nogi by się chyba w to okno nijak nie dały wcisnąć. Pod kościołem też nie zostawiłam, bo ostatnio stałam się antyklerykałem-ekstremistą i proboszczowi nie oddałabym nawet zużytej pieluchy Blanki. O kiszeniu w beczce na kapustę też nie ma mowy, zbyt długotrwały proces. Jedynie dom dziecka albo poprawczak zostaje...
Pomimo, że Lady i jej Rett nie zapytali mnie o zdanie, czy biorę taką bandę z całym inwentarzem na swoje barki, to jednak wyzwanie podjęłam. Nie oceniałam zysków i strat, tylko zdecydowałam, że mimo wszystko stworzę tej dwójce najpiękniejszy świat jaki tylko umiem. Dla Blanki - kolorowy, pełen wrażeń i zwykłej miłości. A dla Retta - klatkę z wygodami, tak by trzymał się możliwe jak najdalej Małej. 
Owszem, często brakuje cierpliwości, ale mamy zdrowych dzieci też nie mają jej zwykle w nadmiarze. Dopada bezsilność, bo bywają dni, że szanowny zespół zajechałby do podłogi nawet Pudziana i wyprowadził z równowagi świętego. 
Może moje krytyczne podejście do siebie samej wynika z tego, że o wszystkich moich rozterkach, wątpliwościach i negatywnych emocjach mówię głośno... Wiem, że niektóre z nich tną jak nóż i sieją święte oburzenie wśród tych, którzy kreują się na bohaterów życia... 
Tak czy inaczej, jestem najlepszą mamą jaką umiem być w tych pogiętych okolicznościach (no nie wierzę, że sama to napisałam). Mimo, że Mała usłyszała parę razy, że ją gdzieś oddam, to nigdy bym tego nie zrobiła (chyba :p). Mimo, że czasami po prostu mi to bycie super-mamą nie wychodzi, to codziennie podnoszę rękawice od nowa... Bywa cholernie ciężko ale kocham tą moją rogatą Anielicę nad życie. I dla niej chcę (skoro już tak wybrała) być NAJLEPSZĄ MAMĄ NA ŚWIECIE! :)


                                                                                                 Agata

P.S. Rude, Piotr D. ... czego ja dla Was nie zrobię :) Ale może właśnie przyszedł dzień, że mogę spojrzeć na siebie łagodniejszym okiem...


Grafiki pochodzą ze stron: www.glaminglamor.wordpress.com i www.learning-mind.com

3 komentarze:

  1. naprawdę podziwiam odwage, sile mimo wszystko...i niewyobrazalne poklady milosci, ktore bija z twoich tekstow.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy zasłużyłam na tyle pochwał... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyjątkowe Dzieci mają Wyjątkowe Mamy...

    OdpowiedzUsuń