.jpg)
Więc wyrusza na wyprawę matka-rett i tu jeszcze wiele czynników działa jej na korzyść, np. grawitacja, świeżo zaostrzone obcasy i aerodynamiczna fryzura. Rett-dziecko też wydaje się być jakieś bardziej biodro-przyczepne. Więc pełne zapału i girl-powera ruszają na zakupy, zatankować samochód, zmienić opony na letnie czy na jakieś inne babskie przygody na mieście. Wyobraźnia nie ma granic i zawsze jest jakiś matko-córkowy fun. Gorzej się robi jak rett-matka wraca do domu...
Wtedy dziwnym zbiegiem okoliczności większość czynników stałych i zmiennych działa jej na niekorzyść. Dziecko robi się nagle ekstremalnie zmęczone i traci całkowicie swój oryginalny kształt. Generalnie i jak zwykle - człowiek guma. Wtedy matka-rett, przy użyciu dwóch rąk, nogi, obcasa, ucha, zębów i grzywki stara się zrobić tak, żeby: a) dziecko nie uwalało się całe w błocie i "stało grzecznie", b) wózek znalazł się w bagażniku samochodu, c) zakupy były wyjęte i czekały by zanieść je do bazy, d) sama wyglądała jak najbardziej korzystnie podczas powrotu z "wycieczki z córeczką". Bo wspólnota mieszkaniowa, swoimi oczami, patrzy... i widzi. I obserwuje.
A matka-rett idzie taszcząc na jednym biedrze swoje maleństwo, które musi, po prostu muuuuusi klepać i robić kosi właśnie wtedy kiedy jest niesione. Albo trzaskać matkę po twarzy, ewentualnie targać za włosy. Przez ramię, zgodnie z trendami, ma przewieszoną modną damską torebkę a w ręce około 3 reklamówek z zakupami. Błoto na butach, dziecku, a w zębach żwir. I czuje w końcu, że żyje, a nie tylko leży i kwitnie w tej chałupie, w końcu się może wyżyć na wolnym powietrzu. I już jej bzdury nie w głowie.
Dobija do drzwi i mówi żarcikiem do dziecięcia "postój chwilkę Aniołku" a aniołek robi pad na twarz. Matce po pół godzinie ciśnienie wraca do normy i znów może leżeć w domu. I kwitnąć. I pachnieć... :p
Agata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz