niedziela, 20 grudnia 2015

Taka oto sytuacja

Przyjeżdżam na drugi dzień po ich nocnym aresztowaniu do Blanki na oddział. B. w leki poszła, wszystko super, A. referuje, że spokój, wręcz padaczkowa nuda. Do momentu, kiedy nie było mnie. Przytuliłam, wycałowałam, B. zaczęła opowiadać i dup, pierwszy porządny napad. Wydaje się, że emocje.
Wrócili do domu w środę, padaka tak się z nami widać związała, że nie została na neurologii i wróciła również. 
Napady są ale póki co krótsze, bez bezdechów, za to z innymi dodatkami. Nieszczególnie to wygląda, w dodatku mam bardzo kiepskie uczucie, że Ją boli. I najczęściej jest tak - wieczór, godzina przed 18, B. zaczyna wywalać oczami. Ja po ambu, bo w domowym ratownictwie medycznym nie ma czasu na pitolenie i mówię do A. „Patrz, będzie napad”, na co A. mi rzecze, że gadam, że będzie to będzie. Kolejnych wieczorów powtarza się to samo – Blanką zaczyna kręcić, jak zostaję w pomieszczeniu ja, Ona i ambu, wtedy robi się pełnoobjawowy napad, jak wychodzę – zwykle go nie ma. Wydaje się, że może Ona wie, że to ja przerobiłam najwięcej akcji  padaczkowych z sukcesem i myśli, że wyratuję Ją najlepiej, czy co...
Historii znane są również przypadki, kiedy po dniach maratonu nagle zapragnęłam egoistycznie wyjść wyrzucić śmieci i zaczerpnąć powietrza w płuca i dopiero w momencie mojego powrotu B. dostawała napad. Bywało, że zabierałam z przedszkola w stanie idealnym, a po krótkim „Już jestem Blanusiu” mieliśmy akcję w samochodzie. Wydaje się, że przypadek. Albo... Epi matko-zależna? Nie wiem...

                                                                                                A.

Grafika pochodzi ze strony: soandsoandsoand.tumblr.com

1 komentarz:

  1. Mózg ludzki kryje w sobie tyle tajemnic... a epi tak bardzo zależna od emocji bywa...

    OdpowiedzUsuń