poniedziałek, 14 września 2020

Tak po prostu


"Chcę chodzić na basen!" powiedziała Mniejsza i wiedziałam już, że mamy problem... Bo to nie słomiany zapał, tylko Plan przez duże "P" i coś takiego bardzo bardzo, na pewno i naprawdę.
Cała podekscytowana i z bordowymi polikami ogląda w sportowym kolejne czepki pływackie i tracąc oddech opowiada całymi godzinami o Oli i Julii, które razem z nią będą skakać do wody. Snuje historie o tym jak na jednym wdechu będzie przepływać ocean i nurkować z delfinami. O tym, że Pani od pływania jest ósmym cudem świata i, że ona też kiedyś taka będzie. Bo tym wszystkim żyje. Ma 6 lat, czepek koloru fuksji, karnet na basen i zerowy strach przed wodą, wyzwaniami czy czymkolwiek innym. Od tego jestem ja.

Gdyby tylko można było tak PO PROSTU to zrobić, wziąć Ją na ten cholerny basen. Zawieźć na jakieś inne zajęcia. Jakiekolwiek, przede mną jeszcze pewnie wiele przygód - od tańca  z gwiazdami, przez szachy, po wrestling dla dzieci. Obojętnie. Słowo klucz - "dodatkowe". Zajęcia są dodatkowe, ale to wymaga dodatkowej organizacji i duuuużo dodatkowego wysiłku. A czasami to ja mam tyle nadprogramowej energii co mumia Lenina.

Ona widzi świat tak jak widzą 6-latki. Na różowo, ot godzina zabawy. Mnie już życie zbiło różowe okulary, więc jest zgoła inaczej. Bo to kolejny, drugi już jednego dnia wyjazd z B. na plecach. A B. nie chodzi już wcale ani ruchowo nie pomoże w żaden sposób a waży  już całkiem całkiem, coraz mniejsza różnica między mną a nią. Poza tym jest po szkole, więc może być zmęczona. Może nie być jak wjechać wózkiem, albo co gorsza - trzeba będzie wyjść ze swego własnego cienia i prosić o pomoc. Może ją drażnić czekanie na siorkę albo wkurzać cokolwiek innego (tego ostatnio w dostatku). Jeżeli będzie pogoda, można zaplanować na ten czas spacer ale jak nie - to godzina w aucie. Może być napad, wściekłość, korek, "zapomniałam maski" albo "mamo, a spakowałaś mi strój??".... Ale tym co będzie na pewno i pomimo mojej bezkresnej wiary we własne siły jest ból pleców. Cztery dźwignięcia do i z auta to już nie randka w ciemno tylko zapierdol. Może pochrzanić się cała masa spraw niezależnych ode mnie, przez które zobaczę zawód w tych granatowo-błękitnych oczach...

Jest jednak coś, co ratuje zawsze nas ratuje. To, że Ona rozumie. Wie, że nie uprawiam oszczędności i nie śmigam na pół gwizdka w tym życiu, tylko angażuję z siebie całą setkę. Nie wywala oczami, jak mówię "dziś nie damy rady, bo Twoja siostra miała napad" albo nie sapie jak szukamy miejsca by wjechać wózkiem, podczas gdy wszyscy inni weszli normalnie. Ba! Wieczorem, przytulona, mega szczęśliwa i tak pozytywnie naładowana, że mogłaby robić za agregat prądotwórczy, mówi "mamo, było cudownie!!!" No bo było. Tak naprawdę nic innego się nie liczy. 

Warto. Jak cholera.                                              A. 


Grafika: https://imgflip.com/

1 komentarz:

  1. Agatko, a nie daloby sie Mniejsza wyslac na te dodatkowe zajecia z mama ktorejs z kolezanek? Wiem, mi samej glupio prosic sasiadki czy znajome o wozenie dziecka, ale czasem to jedyne wyjscie. A dla pocieszenia, skoro Mniejsza ma 6 lat, to za rok bedzie chyba juz pierwszakiem? To oznacza, ze wiele z tych dodatkowych zajec bedzie mogla miec po prostu w szkole, a Tobie odpadnie targanie sie wszedzie z Blanka. :)

    OdpowiedzUsuń