Po odwiezieniu dzieci do szkół, przywiezieniu zakupów, ogarnięciu domu zabrałam się niedawno za mycie podłogi po śniadaniu B. (czyt. bobovitą uwalone pół kuchni i ćwierć salonu), po czym miało nastąpić składanie i wywieszanie prania, potem prasowanie i szykowanie obiadu, opisywanie faktur do fundacji, mycie kibla i inne relaksy. Z głośnika śpiewa Amy, że znów powróciła "back to black", co za zbieg okoliczności, bo to mój ulubiony kolor jeśli chodzi o duszę. Dom poza psem i kotem (z czego tego drugiego obecność zupełnie jest niezauważalna o tej porze doby) całkowicie pusty, tak jak cała dzielnia; sąsiedzi w robocie, dzieci w szkołach, przedszkolach, poprawczakach, każdy gdzieś poleciał w tak zwane swoje sprawy. Mi też się zdarza, nie mówię, że nie - zakupy, lekarze, zlecenia, pieluchy, poradnie, a nawet fryzjer czy coś. Jednak w większości, zanim ktokolwiek z okolicy wróci, ja jestem w domu już dawno, znowu, i robię po raz milionowy to samo, mając od tego już odciski na mózgu. Sama, ze swoimi myśli. I Bóg mi świadkiem - czasem nie ma cięższego towarzystwa do zniesienia niż one.
środa, 8 września 2021
Samotność
To nie jest jakieś szczególnie odkrywcze, że w najważniejszych momentach w życiu jesteśmy sami. Urodzić się i umrzeć musimy sami, chciał nie chciał trzeba wziąć to na własną osobistą klatę. Cierpi się też tak naprawdę w samotności, w bólu nie ma przy nas nikogo choćby fizycznie był obok cały tłum. Wciąż i nadal tak mało mówi się o samotności w chorobie a o samotności w macierzyństwie w chorobie dziecka to już nie mówi się wcale. Tematu nie ma, dzielna jesteś, silna jesteś, jak nie Ty to kto i tym podobne ceregiele i kropka.
Doszłam do etapu, w którym kontakt z drugim człowiekiem nie koi w żaden sposób tej wewnętrznej samotności a nawet osamotnienia w tej czasem psychodelicznej rzeczywistości. Bo kto to zrozumie? Ci normalni na pewno nie, nawet jakby mieli tony empatii to nie są w stanie pojąć poziomu skomplikowania moich uczuć i myśli bo sama ja często tego nie ogarniam. Z kolei na tych, takich jak ja, którzy rozumieją bardzo dobrze - nie mam już zwyczajnie siły. Ilość niepełnosprawności z jaką obcuję dzień w dzień i noc w noc powoduje, że ani grama więcej nie jestem w stanie przyjąć na siebie. Są jeszcze najbliżsi, którzy jednak wieczorem wracają do domu ale nie zawsze mają siłę słuchać o tym jak mi samotno i źle jak wychodzą do pracy a mój dzień roboczy wlecze się jak flaki. Mogą być zmęczeni bo pracują, wracają i chcą odpocząć, przecież w końcu są w domu. Czy w takim układzie w ogóle wypada mówić, że się cierpi, bo od 13 lat nie opuszcza się posterunku? Przecież masz ogródek, jak to się mówi. Masz czas dla siebie. Sama jesteś sobie sterem. Możesz dopieścić dom, ogród, dzieci, męża, kota, psa i rybkę. Tylko kto i kiedy dopieści Ciebie? Która jest już tak zrezygnowana, że rzadko kiedy wierzy, że jakaś zmiana (oprócz tej najgorszej, czyli śmierci) może nastąpić i sytuacja odwróci się wraz z jakimś magicznym ułaskawieniem i zwolnieniem warunkowym z tego więzienia.
Wracając do kota. Przyniósł jakiś czas temu małą słodką myszkę do domu i zapomniał chyba jej zjeść a ta szybko zamieszkała u nas w pralni i poczuła się jak pani na włościach. Mniejsza szybko się z nią zaprzyjaźniła i nie było mowy o żadnych rozwiązaniach siłowych, kupiliśmy więc ekologiczną i pozbawioną przemocy pułapkę na mysz, w której dawało się serek a mysz się łapała po czym się ją wypuszczało między łany zboża, tam skąd przylazła. Tak właśnie się czuję. Mam serek, ciepło, nic mi drutem na sprężynie głowy nie urwie, jednak zupełnie nie wiem ani jak ani kto ani tym bardziej kiedy mógłby mnie z tej pułapki wypuścić. Dlatego zaraz zamknę za sobą drzwi moich frustracji i pojadę po pewną wyjątkową pannę, której obiecałam, że będę przy Niej i dla Niej tyle ile będzie trzeba. Bez względu na koszty. Które są i to są naprawdę zajebiste.
A.
Grafika: newstatesmac.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz