czwartek, 26 maja 2016

Mamo!

Przeczytałam niedawno w rosmanowej gazecie, że Pani Brodzik przeczytała równie niedawno co ja, iż rodziców, członków rodziny i przodków mamy nie tylko po to by nas kochali i obładowywali całymi tonami pozytywnych emocji ale również by nas traumatyzowali. Bo nie tylko to ładne i gładkie nas kształtuje, ale również ta garstka syfu, który razem z miłością dostajemy od mamy i taty w podarunku i od dziadków i pradziadków w spadku. Bingo!, pomyślałam, by za dwie minuty powiedzieć Mniejszej, że nie dostanie kolejnego ciastka bo ma nogi jak serdelki. Wydaje się, że ta teoria więc może być prawdziwa... Bo życiowa to jest na pewno.

niedziela, 22 maja 2016

Piękna Ona, piękny On

Jaka Ona jest i, że jest absolutnym unikatem to każdy wie. On z kolei ma oczy o kolorze, który może przyprawić o całe stada motyli w brzuchu i różne inne przymioty idealnego zięciunia. Ona fruwa w swoim wymiarze i na swoich dropsach, On - u siebie. Nie zmienia to jednak faktu, że na pewne biochemiczne zmiany w mózgu medycyna jest kompletnie bezsilna ;) 
Znają się od małego, a ich związek mocno przez te lata ewoluował. Na początku było na zasadzie "chodź, mała, nie uciekaj, pokażę Ci jak fajnie czytam gazety" a Ona na to, że jakoś nie bardzo. Później, jak Marcel, mimo swojej choroby ruszył w rozwoju a Blanka ugrzęzła w ekspresowo postępującym recie, było bardziej w stylu: "Ja Cię kocham a Ty śpisz".

piątek, 20 maja 2016

Bodźce, bodźce, bodźce...

Może i ze zdrowym człowiekiem tak można, że się w niego wszystko wrzuca jak do wora,  co i ile popadnie. Jak się przesadzi, to nikt nie umrze, najwyżej delikwent albo w nocy nie zaśnie, ewentualnie będzie się musiał znieczulić tym czy innym środkiem psychoaktywnym. Z taką Blanką nie jest już tak prosto, bo jak się Ją przebombarduje bodźcami to Ona biedna będzie musiała to odchorować. I każdy nadmiar, za przeproszeniem - wyrzyga.
Głosy sąsiadów, dźwięki miasta, kolory mijanych sklepów, błyski światła, dotyk szorstkiego materiału, radosne przywitanie psa, zapach deszczu - to wszystko wpada nam do środka dzięki zmysłom. Blanki układ nerwowy nie jest w stanie przetworzyć dużej ilości wrażeń zmysłowych, dlatego też w drodze ewolucji wykształcił sobie z wszelkimi nadmiarami radzić.

wtorek, 17 maja 2016

Ona jest ze snu

Zrobiłam to zdjęcie i aż mnie walnęło. Bo ani nie jest wykadrowane jak trzeba, ani pewnie idealnie ostre, na fejsa też nie nadaje się w ogóle. Ale tak idealnie pokazuje jak Blanka jest delikatna... Aż przezroczysta. I ma w sobie to coś, co pozwala być pewnym, że jest najprawdziwszym na świecie aniołem.
Przychodzi wieczór, Mniejsza używa życia z ojcem bez maminego gacio-trzęsącego o wszystko nadzoru, a my zostajemy same. B. usypia... Chociaż mi się czasem wydaje, że odlatuje w jakiś inny, sobie tylko znany wymiar. Owszem, pewnie ten wymiar da się osiągnąć taką ilością dropsów jakie zjada na kolację, jednak to z pewnością nie tylko to. Zawsze przed snem wygląda jakby była "uszyta" z mgły...

czwartek, 12 maja 2016

Najsłabsze ogniwo - ku czci mojego R.I.P. kręgosłupa

Jesteś rett-matką, musisz mieć dupę ze stali, kręgosłup z tytanu i serce ze złota. A ważysz na przykład pięćdziesiąt parę kilogramów, trochę za mało jak na te wszystkie metale ciężkie i wytrzymałe. I co? Coś musi szwankować...
Wpisałam z głupia frant "dźwiganie osoby niepełnosprawnej" w googla i od razu dostałam diagnozę - choroba przeciążeniowa kręgosłupa opiekuna osoby niepełnosprawnej. No nie ma lepszego lekarza niż internet, zawsze tak uważałam. W każdym razie to czego oczekiwałam dostałam - poczucie, że nie ja jedna na tym świecie złożyłam rettowi (czy innemu tam) swój kręgosłup w ofierze. Bo i pisali, że to groźne (ooo...), że lekarstwo to dać sobie pomóc i nie szarżować (o-o-o-o, cytując Lady Pank) a na forumie dla połamanych opiekunów można było wyczytać jeszcze różne inne takie o-ciekawostki. Oprócz tego, że oni też cierpią w tym internecie na plecy to ja osobiście doszłam właśnie do takiego punktu, że ból, mrowienie, drętwienie, dyskomfort, ciągłe pobudki w nocy przez te sztywnienia i boleści stały się moim chlebem powszednim.

poniedziałek, 9 maja 2016

Między nami dziewczynami, czyli moda według Blanki

Tato zakończył swoją stylizację legins-rajtuz-skarpeta dumnym "No, teraz ładnie"
Błogosławiony niechaj będzie fakt, że ja wybieram, B. nosi i żadnych tam "Nieee, nie takie, inne". Mama wie co dobre. I modne. Sama często wygląda jak niezbyt ekskluzywna menelka w dresie, białych skarpetach 3/4 i czerwonych balerinach ale dzieci ma zawsze odpicowane (nie, że musi być haute couture i nic poniżej 5 tysięcy zł; kurtki i buty mamy nowe a wszelkie inne fatałaszki to różnie - upolowane w ciuchlandach, na allegro, pepco, dostane, z wyprzedaży, bez wyprzedaży - jak na coś naprawdę zachoruję). Z Blanki choroby wynikają jednak pewne modowe komplikacje, które mimo wszystko trzeba wpasować w obwiązujące trendi. Problemy są następujące:
1. Po pierwsze primo - ślina
Która jest wszędzie i należy wkomponować ją w outfit tak, żeby było wciąż modnie. Śliniaki w miejscach publicznych totalnie odpadają, w zamian za to zawijamy pod szyję modne chińskie apaszki, czasem nawet pół-jedwabne, albo chustki rodem z westernów. Ślina się chwyta tam gdzie trzeba i jest git. Zawsze też można postawić na kwiaty, wzory, maziaje itd, bo na tym wodnych plam aż tak nie widać.

piątek, 6 maja 2016

Co ja tam mogę wiedzieć o macierzyństwie

Od prawie dwóch lat moje życie to niekończące się zadziwienie całą tą sytuacją; od świtu do zmierzchu odkrywam coś zaskakującego. Okazuje się, że opinia jaką miałam wyrobioną przez lata obserwacji zdrowych dzieci w tesko, telewizji i kolorowych magazynach dzień po dniu idzie w pi... Zdrowe dzieci są dziwne. I lekko straszne.
Oto dlaczego:
  • Wszystko chcą robić same - jeść, pić, ubierać się, rozbierać (no, może oprócz spać). I zawsze wychodzą z tego jakieś jaja
  • Żyją w przekonaniu, że są z matką jednym organizmem - mimo prawie 50 m2 powierzchni mieszkalnej jeden taki okaz siedzi właśnie na mnie, wkłada mi palec do ucha, z włosów robi sobie szal a stopą wykopuje mi dziurę w nodze

wtorek, 3 maja 2016

Drobne niedomówienie

Nie wszystkie "aaam!" to "chcę jeść", nie wszystkie "mym" to "mamo", tak samo jak nie wszystkie "brlrpraaampm" to nic nieznaczące zbitki głosek. B. mówi dużo, jednak główny problem z tą naszą komunikacją alternatywną jest taki, że czasem w grę wchodzi cała masa interpretacji tego co powie.
Blanka od rana dziś płacze, zawodzi, cierpi... Tłumaczę A., że nie trzeba znów dawać jeść, bo to Jej "aaam" to akurat dziś nie jest prawdopodobnie kolejne "dawaj żreć". W Blanki "mówieniu" trzeba wziąć pod uwagę totalnie wszystko - ton, intonację, kontekst, oczy, mowę ciała, po prostu wszystko co przyjdzie nam na myśl i co może mieć znaczenie. Z mową werbalną jest prosto - można te wszystkie niuanse olać a i tak się wie o co przynajmniej mniej więcej chodzi. "Dawaj jabłko" to dawaj jabłko", "boli mnie brzuch" to "boli mnie brzuch" . Słowa - ludzkość umówiła się wieki temu co do ich znaczenia i wszyscy się tego trzymają. A u nas? Mocno się trzeba nagłowić...