poniedziałek, 31 marca 2014

"Widziała Pani, Pani kochana?!"

Jesteśmy nowi na dzielni. Stosunkowo. Nie dość, że nowi to do tego maksymalnie dziwni i interesujący... Oddział świdrująco-mierząco-informacyjny w pełnej gotowości badawczej od pół roku. Zbiera się i łypie. Wczoraj, wracając ze spaceru, udając możliwie jak najbardziej wyprasowaną rodzinkę, spostrzegliśmy po raz kolejny jak bardzo jesteśmy ciekawi...
Pani Kochana nr 1 pyka Panią Kochaną nr 2 nerwowo łokciem w bok. Ta stawia uszy do góry, wyostrza gały jak lornety i łowi... Pani kochana nr 3 dobrodusznie pomaga naprowadzając wzrokiem na kopertę i jakąś dziwną jednostkę społeczną z TAKIM dzieckiem. Pani Kochana nr 2 zauważywszy obiekt potakuje z wielkim poczuciem ulgi i zwycięstwa głową.

piątek, 28 marca 2014

O marchewce dobrej na wszystko i odkryciu roku

Ci na podłodze, tamci oburzeni, inni niedocenieni a jeszcze inni to trolle. Głosy takie, inne, heroiczna walka, generalnie - dym. Rozważywszy to we własnym sumieniu postanowiłam się do spraw sejmowo-podłogowych nie odnosić i zająć tym na czym się choć trochę znam. Agato - do garów a nie do polityki :) Dziś więc o najbardziej popularnym i zdrowym (według Amerykanów) owocu (!) czyli o marchewce.

czwartek, 27 marca 2014

Gorzko, gorzko...

Będzie gorzko. Od wywalania żali też w sumie jest ten blog. Jak zwykle "opinia publiczna" rozstroiła mnie lekko psychicznie, mimo, że obiecałam już sobie milion trzysta razy nie przejmować się tym co ludzie powiedzą. I pomyślą. A jednak. Kolejny raz...
Zacznijmy od tego, że tak jak nie ma jednej drogi do szczęścia, tak nie ma jednego dobrego modelu wychowywania dziecka. W tym dziecka niepełnosprawnego. 

poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień zły bardzo

Nie, że ja mam dziś zły, o nie nie! Chociaż rano wszystko wskazywało na to, że taki właśnie będzie... Znów nieprzespana noc, gram-dodatnie i gram-ujemne nas duszą, B. odmawia picia, jedzenia i generalnie wszystko jest na nie. Potem dr przedłuża zastrzyki a B. przedłuża swój protest song. Myślę "Źle, źle, źle, bu, buuu". Ale nagle następuje szybki zwrot akcji: dostaję prezent-niespodziankę od mojej Gosi, który wywala mnie i z kapci i z orbity złego deszczowego nastroju! Goś, jesteś najlepsza, dziękuję! Ale przy tej radosnej jakby nie było okazji chciałam napisać o zjawisku bad day, który przydarza się wszystkim kobietom/matkom/rett-matkom a nawet wszystkim ludziom świata. Że się wstaje i jest po prostu kicha. 

niedziela, 23 marca 2014

Ser i jajko, czyli Blankowe kotleciki

U nas w domu kuchenny recykling zawsze mile widziany. Pewnie w jakiejś mierze to zasługa moich poznańskich korzeni, ale ileż resztek może zjeść jamnik. Ostatnio został ryż z obiadu i wykombinowałyśmy fajowe kotleciki. Bo kotlety bezmięsne i bezglutenowe to robiłyśmy już chyba ze wszystkiego (ziemniaki z groszkiem i tuńczykiem, brokuł z kaszą jaglaną, jajko z cebulką itd). Ostatnio pomyślałam, że może by połączyć kotlety z jajek z kotletami z ryżu i wyszła nam taka oto hybryda. Blana mówiła, że mniam :) 

czwartek, 20 marca 2014

Prawy do lewego

Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej - Blanka po tygodniu nieskutecznego leczenia od poniedziałku ma zapalenie oskrzeli i zastrzyki... Kolejne 10-14 dni w domu. Zaraziła wszystkich, których tylko mogła, jedyną ocaloną od tej zarazy okazała się być nasza jamnica Melania, a cała historia z zastrzykami nakłoniła mnie do pewnych obserwacji...
Blanka do czasu regresu odbierała bodźce (w tym bólowe) zupełnie przeciętnie - jak bolało to płakała, jak był huk to się bała, na przyjemne doznania reagowała uśmiechem. Jak to typowe dziecko. Później nastąpiła długa faza całkowitej pomroczności, bo w momencie regresu całe jej ciało zupełnie przestało reagować na bodźce zewnętrzne. 

piątek, 14 marca 2014

Wizyta domowa

Oto krótkie zarysowanie akcji: sobota, niedziela, poniedziałek - B. szaleje, wrzeszczy, płacze, nie śpi... Wtorek - dzwonią z poprawczaka (tfu, z przedszkolka), że coś z nią nie tak, kaszle, rozgrzana, oczy maślane. Pędzę na sygnale, odbieram to biedne dziecię i naiwnie liczę, że mocą lipy i maliny doprowadzę ją do sił i zdrowotności. Jednak noc z wtorku na środę nie pozostawia złudzeń - to silna infekcja i jakieś ecie pecie nie pomogą. A. rusza w środę rano do przychodni, żeby umówić Małą na wizytę do pediatry. Tu rolę grają nawet sekundy, bo w naszej przychodni doktor od dzieci jest teoretycznie od 10.00 do 12.00 ale znane są ludzkości przypadki, po których można podejrzewać, że ów doktor bywa w pracy od 10.00 do 10.15. Także kto pierwszy ten lepszy. Wizyta na 10 z jakimś hakiem... Zaczyna się zabawa.

niedziela, 9 marca 2014

Zaszczepiłam...

Na temat szczepień (obowiązkowych u nas w kraju) ostatnio w końcu zaczęło się mówić. Dla mnie to bardzo trudna sprawa, bo ponad 5 lat temu gdy Blanka była niemowlakiem niestety nie należałam do matek, które słuchają siebie... Podjęłam kilka błędnych decyzji (naturalnie za radą lekarzy), co miało opłakane skutki później. Nie mogę powiedzieć, że już temat zamknęłam, bo nadal siedzi on we mnie gdzieś głęboko. I czy nazwiemy to wyrzutami sumienia, czy żałosnym zbiegiem okoliczności, efekty tych decyzji odczuwamy z Blanką do dziś... Pomimo, że klasyczna medycyna z kpiną odnosi się do poszczepiennych relacji rodziców, postaram się odtworzyć te co działo się u nas (bez żadnej wiedzy książkowej, danych epidemiologicznych etc). Fajnie by było gdyby udało mi się jak najmniej emocjonalnie, ale tego już obiecać nie mogę. Nawet dziś kwestia szczepień Blanki budzi we mnie same koszmarne uczucia i  wspomnienia... A więc zaczynajmy opowieść "Jak to mama w dobrej wierze swoją córkę szczepionkami zatruła".

czwartek, 6 marca 2014

Roczek

Nie wiedzieć kiedy ale cały okrągły roczek pyknął. Rok od założenia tego bloga, mam na myśli. A jak urodziny to jakieś choćby mikro-podsumowanie się należy. A więc jaki to był rok? Intensywny...
Nie powiem, z blogiem jest łatwiej żyć. Z pisaniem samym w sobie też, bo jak się strachy poubiera w słowa to od razu są jakieś mniej straszne. Ale co dużo ważniejsze - łatwiej się żyje ze świadomością, że gdzieś po drugiej stronie łączy są ludzie, którzy czują podobnie. Że świat nie składa się z Much i Cichopków, które pławią się w słodko-różowym macierzyństwie nie prezentując ani rozstępu na ciele, ani tym bardziej żadnego urazu na psychice. 

poniedziałek, 3 marca 2014

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Chciałoby się odpowiedzieć jak w podstawówce - bo tak :) Ludzie pytają czemu klepie, śpi tak a nie inaczej i ma różne dziwne (nieprzystające do "norm") nawyki. Nie chcę zwalać wszystkiego na chorobę, bo moja Córcia to nie tylko magiczny zespół R. ale, tak jak każdy inny człowiek, miks pewnych cech osobowości, przyzwyczajeń, wpływ nasz, jej środowiska oraz, nie bójmy się użyć tego słowa, inteligencja. 
Fakt, niektóre rzeczy w niej są nawet dla mnie tak niezrozumiałe, że sobie już odpuściłam dociekanie ich przyczyny. Właśnie wtedy, dla spokoju ducha, uznaję, że coś jest efektem choroby. Ale tylko wtedy...